czwartek, 30 sierpnia 2012

Fuck you, we just came for your weather.

Która z nacji jest najsympatyczniejsza? Każdy ranking wskazuje inną. Którą chciałbym współdzielić hotel na Corfu? Pytanie dość retoryczne, jako że jest to pierwsza zamorska destynacja brytyjskiego turysty. Turysty, który zmienia oblicze tej niewielkiej greckiej wyspy. you alright? Z jednej strony dobrze. Wszyscy mówią po angielsku, nie istnieje najmniejszy problem komunikacyjny, od stacji benzynowej po obsługę hotelu. W hotelu można skosztować English breakfast, a wieczorem spróbować szczęścia w bingo. Dla fanów BritEn jest lepiej niż w Londynie. Ciepło, słonecznie i wszędzie wkoło RP. Ile Grecji w Korfu? Problem pojawia się gdy turysta pragnie doświadczyć klimatu Grecji, czy też samej wyspy. Ze świecą szukać lokali organizujących tradycyjne wieczory greckie, tu prym wiodą wszelkiego rodzaju impersonifikacje żyjących i nie, bardziej udane i mniej, gwiazd popu. Całe miasto Sidari przypomina bardziej Mielno niż grecką nadmorską osadę. Kupisz tu podróbkę louis vuitton, chińskie materace wszelkiego rozmiaru, zjesz rybę i frytki z octem, wypijesz pajnta zamiast piwa. Idąc głową ulicą nota bene Main Street, nasuwa się refleksja, że wszystko tu robione pod brytyjskiego turystę. Imperialna dominacja. W XIX wieku Corfu na kilkadziesiąt lat obite został protektoratem Imperium Brytyjskiego. Dziś gołym okiem widać spuściznę imperialnej demokracji. Brytyjczycy wydają się nie być zupełnie zainteresowani tradycją Korfu. A że każdą miejscowoscią turystyczną rządzą gusta tychże, mamy oto przedziwną miejscowość Sidari. Grecy wyzbyli się prawie zupełnie greckiego charakteru, robiąc wszystko, aby turysta poczuł się jak w domu. Zatem musi obejrzeć mecz na dużym ekranie, z amstelem w ręku. Broń boże, jakieś lokalne wynalazki. Do tego małe opakowanie pringelsów. Z dumą założy koszulkę Liverpoolu i odśpiewa „You'll never walk alone”. W hotelu wzgardzi wszystkim co nie smakuje jak w domu. Zamiast plaży wybierze hotelowy basen, żeby się nie zmęczyć. A gdzie tu miejsce dla nas? Zdecydowanie jest to nieco przerysowany obrazek, ale pierwsze zderzenie z Korfu, nastraja do takiego poglądu na sprawę. Aby zatem odnaleźć tradycje na wyspie trzeba zapuścić się dalej od wody, po fatalnych drogach tam, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy się podróżować, bo i po co? Tam, kręta, fatalnie utrzymana droga, zaprowadzi nas do knajpy gdzie siedzą sami Grecy a z głośników brzęknie bazuka. Szef, będący jednocześnie kelnerem, dość słabo mówiący po angielsku, poda najlepszą grillowaną fetę na świecie. I takie Korfu warto zobaczyć.