środa, 28 lipca 2010


Lubię latać. Jest coś bardzo fajnego w czekaniu na samolot, w tej atmosferze w poczekalni.
Lubię nowe lotniska, które mają darmowy net. Miło, kiedy można się napić karmelowego frappucino. No niestety, nie wszędzie jest tak dobrze. Tegal ma tylko połowę tego. Niby jest Starbucks, ale darmowej sieci nie uświadczysz.. Co za wiocha. Co więcej, każą sobie płacić 5 eurasów za półgodziny. Rozumiem kafejkę na lotnisku, ale żeby za net płacić? Tak więc siedzę i delektuję się kawą- sukces połowiczny. No i klimat już nie ten, bo czekam na busa, a nie na samolot. Czekanie na samolot to co innego. Człowiek czuje się obywatelem świata. No a jak masz jeszcze kartę pokładową zrzuconą na komórkę to już w ogóle. Ważne, żeby lotnisko miało też światowy klimat. Co by nie mówić o holendrach, to Schiphol robi wrażenie. Wygodne kanapki, wifi i frappucino. Bardziej wybredni mogą się uraczyć heinekenem. No i obsługa mówi dobrze po angielsku. Tegel, to takie trochę większe Okęcie. Mało tu kosmopolityki i wygodnych foteli.

Rację ma też pan od „Samotności w sieci”, pisząc o tych ludzkich serdecznościach. Prawda to.
Ludzie są jacyś inni zanim wzbiją się w powietrze. Potem też, jakby pobyt w przestworzach łagodził obyczaje. A to gratka dla obserwatora społecznego. Patrzeć na podróżnych i zgadywać dokąd czy skąd lecą. Ani się obejrzysz, a czas iść do bramki.